Referendyści piszą do prof. Buzka
List otwarty do prof. Jerzego Buzka wystosowała Okręgowa Komisja Referendalna. Popierającego urzędującego prezydenta byłego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, który w Gliwicach cieszy się wielkim autorytetem, przekonuje w nim do swoich racji. Poniżej publikujemy treść listu nadesłanego do Redakcji.
Gliwice, 12 września 2012
Profesor Jerzy Buzek – gliwiczanin
Szanowny Panie Profesorze!
Zwracamy się do Pana w imieniu tysięcy gliwiczan, reprezentowanych przez Obywatelski Komitet Referendalny, głęboko zaniepokojonych obecną i przyszłą sytuacją miasta i dotkniętych bezprzykładną, niemającą odpowiednika od czasu triumfu „Solidarności”, presją władzy (w tym wypadku samorządowej), wywieraną na obywateli usiłujących skorzystać ze swoich demokratycznych praw.
Panie Profesorze, dla nas i dla ogromnej liczby mieszkańców Gliwic jest Pan niekwestionowanym autorytetem. Odczuwamy wielką satysfakcję wiedząc, jak odpowiedzialne funkcje pełnił Pan w kraju, a niedawno w Parlamencie Europejskim. Słowa „Wielki Gliwiczanin” kojarzą się nieodmiennie z Pana osobą. Wiemy, że zawsze w dobrej wierze i z pełnym przekonaniem zabierał Pan głos w chwilach dla Gliwic bardzo istotnych. Wielokrotnie również wyrażał Pan poparcie dla wizji miasta, forsowanej przez Prezydenta Zygmunta Frankiewicza. Być może, podobnie jak my, został Pan w wielu kwestiach zwyczajnie wprowadzony w błąd. Panie Profesorze, tysiące gliwiczan jest coraz bardziej zaniepokojonych zarówno tą wizją jak i metodami jej forsowania, przy czym to słowo jest najodpowiedniejsze dla określenia poczynań Pana Prezydenta i jego całkowitej, patologicznej wręcz – jeśli rozprawiamy o demokracji – niechęci do jakichkolwiek form dialogu społecznego. W naszym rozumieniu istoty demokracji, jest ona ciągłą, realizowaną w czasie rzeczywistym, propozycją władzy w stosunku do mieszkańców miasta, regionu i kraju. Jej weryfikacja w kolejnych wyborach jest kwestią oczywistą, ale nie oznacza, że między nimi istnieją czteroletnie okresy, w których władza otrzymuje całkowitą swobodę działania, mogącą w skrajnych przypadkach doprowadzić do nieodwracalnie szkodliwych rezultatów. Demokracja znalazła środki, zabezpieczające przed takimi zjawiskami. W sytuacjach skrajnych takim środkiem staje się na przykład referendum lokalne.
Gliwice znalazły się w sytuacji skrajnej. Oburzenie wielu gliwiczan budzi sposób rozdysponowania intratnych stanowisk wśród wąskiej grupy osób, która zasiada w kolejnych radach nadzorczych różnego rodzaju podmiotów gospodarczych, nie mając do tego często żadnych kwalifikacji. To dzięki takiemu podejściu dochodzi do nieakceptowalnych społecznie sytuacji, w których np. jeden z prezesów spółek pobiera rocznie łącznie ponad 460 tysięcy złotych wynagrodzenia, a były komendant Straży Miejskiej, po dwóch prawomocnych wyrokach (za pobicie i kradzież kostki brukowej) zasiada w dwóch radach nadzorczych. Gliwiczanie pytają wprost: „czym i komu się zasłużył?”. Takie sytuacje demoralizują, znieczulają i odbierają wiarę w to, co przecież powinniśmy wyczuwać podświadomie – w sprawiedliwość społeczną.
Choroba tocząca miasto sięga jednak znacznie głębiej, niszcząc naszą społeczność często niezauważalnie. Przyczynił się do niej prezydent Zygmunt Frankiewicz, dzieląc gliwiczan na szkodników i „kochających miasto”, nazywając obywateli korzystających ze zdobyczy demokracji awanturnikami, przyrównując akt ich obywatelskiej troski i chęć wpływania na rzeczywistość do „skoku na kasę” i zwykłego oszustwa. Czujemy się głęboko dotknięci taką retoryką. Nie potrafimy zaakceptować obrażania ludzi myślących inaczej, ich publicznego lżenia i niedwuznacznego sugerowania wyprowadzki z miasta, „jeśli im się nie podoba”.
Powtarzamy z całą stanowczością, prezydent wszystkich gliwiczan nie może nieostrożnymi wypowiedziami zachęcać do podobnych zachowań. Ze strony prezydenta Gliwic NIGDY nie padło ani jedno słowo uspokojenia nastrojów, społecznej mediacji, potępienia ludzi, którzy w jego „obronie” obrażają, niszczą psychicznie i krzywdzą innych, posługując się w tym celu metodami, które pamiętają już tylko starsi mieszkańcy miasta. Władza, broniąc siebie, nie może tego robić kosztem wytworzenia głębokiego podziału na tle stosunku mieszkańców do niej samej. Prezydent Zygmunt Frankiewicz nie tylko do takiej sytuacji dopuścił, ale w dużej mierze ponosi za nią moralną odpowiedzialność.
Sytuacja wymknęła się spod kontroli tak dalece, że – jak ujawnił sąd – za stroną internetową szczególnie ziejącą nienawiścią, obrażającą i dyskredytującą zarówno samo referendum jak i osoby w jego organizację zaangażowane, stoi rzecznik prezydenta Zygmunta Frankiewicza, Marek Jarzębowski. Oznacza to tylko jedno – władza rozpoczęła totalną wojnę z mieszkańcami miasta, ośmielającymi się zaproponować dyskurs na temat jego przyszłości. Nie ma merytorycznych argumentów – jest tylko propaganda w żenującym stylu i zajadłe ataki na obywateli, często także na ich bliskich.
Przeraża nas również fakt, że o ile rozstrzygnięcie sądu na korzyść prezydenta Frankiewicza w dość błahej sprawie w trybie wyborczym, natychmiast zostaje podchwycone przez ogół mediów i powtarzane jak mantra, nawet z podaniem nieprawdy, o tyle szokująca sprawa Jarzębowskiego nie zostaje przedstawiona przez większość mediów, mimo zorganizowania konferencji prasowej i przedstawienia dowodów przekazanych przez sąd, świadczących o ostatecznym zepsuciu moralnym w kręgach bliskich prezydentowi Frankiewiczowi. To samo można zresztą powiedzieć o sprawie zastępcy prezydenta miasta Krystiana Tomali, w której wszczęło postępowanie CBA. Prezydent Frankiewicz bagatelizuje w mediach fakty, odwołuje zaplanowany wywiad i nie podaje jego innego terminu, a niektóre media (w tym nawet Gazeta Wyborcza) nie wspominają o sprawie nawet słowem. Czy o taką „cenzurowaną wolność” i „kontrolowany dostęp do informacji” walczono?
Miejski Serwis Informacyjny to gazeta dla mieszkańców, wydawana za publiczne pieniądze. O tak istotnej sprawie jak referendum, ukazała się w nim jedna malutka notka, odsyłająca do strony internetowej. To skandaliczna manipulacja, nieuwzględniająca, że ponad 15 tysięcy mieszkańców, którzy podpisali się pod wnioskiem o referendum, również łoży na wydawanie MSI, płacąc podatki.
Szanowny Panie Profesorze, to tylko kilka argumentów z ostatnich dni. Jest ich znacznie więcej, ale dochodzi do sytuacji, że dyskredytowani obywatele nie mają możliwości nawet ich wyartykułować. My się nie skarżymy, ale postanowiliśmy skorzystać z możliwości obywatelskiego uczestnictwa w życiu miasta i chcemy współtworzyć przyszłość Gliwic, w których mieszkamy i które kochamy tak samo jak Pan. Stworzyliśmy i przekazaliśmy mediom zręby obszernego Programu dla Gliwic, do społecznej dyskusji. Nie zainteresował on nikogo, ale za to konsekwentnie pisze się i mówi, że nie formułujemy przekazu pozytywnego. To zwyczajna manipulacja.
Szanowny Panie Profesorze, władza – nawet samorządowa – sprawowana niepodzielnie przez blisko 20 lat, odkleja się od demokracji, zamienia się w sieć powiązań politycznych, biznesowych i koleżeńskich, która nie zostawia wiele miejsca dla aktywności obywateli, jeśli tylko ich cele nie są zbieżne z obowiązującą linią władzy. Mieszkańcom brakuje powietrza, perspektyw i coraz częściej wiary.
W tym akcie obywatelskim podejmujemy próbę ważną nie tylko dla Gliwic, ale dla całego kraju. Brak ustawowego ograniczenia dla władz samorządowych w kwestii kolejnych kadencji tych samych osób, skutecznie dławi demokrację już u jej podstaw, kaleczy ją i patologizuje. Demokracja to dynamizm, społeczny ferment, krzyżujące się wizje i idee. Demokracja jest atrakcyjna i wciąga, jeśli daje miejsce do działania i kreacji. W swojej gliwickiej formie dawno już jednak straciła wdzięk i energię, choć w tej chwili jeszcze można to odwrócić.
Szanowny Panie Profesorze, zwracamy się z prośbą o wrażliwy i rozumiejący wgląd w sytuację naszego miasta, o wejrzenie poza fasadowe prawdy, utrwalane przez lata przez wciąż tę samą grupę ludzi. Gliwice czekają na Pana wnioski.
W imieniu Obywatelskiego Komitetu Referendalnego
Andrzej Zarzycki