Tej nocy nie wszystkie koty były czarne…
- Od której zaczynamy? – zapytał Towarzysz Mój, otwierając mapę z różowymi kropkami. Było ich aż 29, tyle bowiem gliwickich galerii (stałych i umownych) zgłosiło swój udział w tegorocznej ArtNocy. – Od tych najdalszych – odpowiedziałam, wiedząc już wtedy, że z bogatej oferty tego niewątpliwego święta kultury wybiorę zaledwie kilka pozycji. Zaczęliśmy więc od Gliwickiego Centrum Fotografii.
Gliwickim Centrum Fotografii okazała się Galeria BlackBook Andrzeja Marczuka, o której działalności, zarówno szkoleniowej jak i wystawienniczej wiele już pisaliśmy. Wystawa „Pomosty” była wierniejsza tytułowi, niż się tego spodziewaliśmy. Zaskoczeniem nie była zatem ukryta pod nazwą ekspozycji fotografii Witolda Cichockiego dwuznaczność, a raczej właśnie dosłowne potraktowanie tematu. Niestety, zabrakło czasu, by poczekać na autora prac. Dla nas jednak, będących na etapie osobistych poszukiwań w dziedzinie fotografii, rozmowa w BlackBooku stała się na pewno inspiracją.
Kolejna odwiedzona przez nas ekspozycja częściowo również zbudowana została z fotografii. Były to prace studentów Gliwickiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości, wystawione w galerii Perspektywa, znajdującej się w budynku uczelni. Oprócz zdjęć, na korytarzu szkoły zobaczyć można było prace dyplomowe studentów wzornictwa. Z dużym zaciekawieniem ja i Towarzysz Mój skupiliśmy uwagę na prezentowanych w galerii kolażach, wykonywanych zarówno metodą tradycyjną, jak i przy użyciu programów graficznych.
Następna na naszej liście była również uczelnia. Tym razem odwiedziliśmy Galerię X – jak można się łatwo domyśleć, mieszczącą się w dawnym budynku Kinoteatru X, a w dzisiejszej siedzibie Wydziału Architektury. Organizatorzy przygotowali w tym miejscu dwie niezależne wystawy. Na parterze znajdowała się uwieczniona na fotografiach historia budynku i jego remontu. Piętro wyżej trafiliśmy na prawdziwe odkrycie! Trudno tu mówić o jednej perełce, bo był to prawdziwy ich sznur. Bogata tematycznie ekspozycja zawierała instalacje, rzeźby, rysunki, fotografie i grafiki, reprezentowane m.in. przez rozmaite plakaty filmowe. Każdy z elementów wystawy przykuwał naszą uwagę. Inspiracją okazał się cykl fotografii o tematyce będącej na styku sacrum i profanum. Na pierwszym planie znajdowała się rzeźba Matki Boskiej, na drugim – codzienne sytuacje i często mijane miejsca. Banał i głębia spojrzenia na naszą pozorną być może duchowość, a może po prostu zwyczajny pomysł na nadzwyczajną kompozycję. Na pewno ta, jak i pozostałe prace wystawione w Galerii X warte są zobaczenia.
Czwarte z odwiedzonych przez nas miejsc zaskoczyło nas, choć w zupełnie inny sposób. Była to jedna z tych galerii, które na wstępie nazwałam umownymi. Nie chcę, by określenie to miało pejoratywny wydźwięk – Galeria D16, na co dzień będącą dość niezwykłym sklepem z francuskimi winami, okazała się bardzo interesującym miejscem. Interesującym chociażby z uwagi na swoją historię, która zaczęła się w chwili, w której jej współwłaściciel, Pierre, postanowił zostać w Gliwicach stawiając mieszkającej tu wybrance jeden tylko warunek: chce móc pić prawdziwe francuskie wina i kupować je w przystępnych cenach. Nie wino było jednak głównym elementem ekspozycji zaprezentowanej w D16, choć jego nietypowe mocowanie wzbudziło naszą ciekawość. Na ścianach wisiały obrazy zaprzyjaźnionych z właścicielami artystów, a samo wnętrze zbudowane było z przedmiotów, którym nadano drugie życie. Najpiękniejsza była lampa skonstruowana z korków po winie, sprężyn ze starego łóżka i prześcieradła. Na zewnątrz Pierre pracował nad kolejnym meblem, heblując i wzmacniając spróchniałe drewno starej konstrukcji. Artysta i miłośnik wina w barwny sposób opowiadał o kolejnych elementach swojej pracy.
Zbliżała się 18, przyszedł czas na spacer po zaułkach Starego Miasta. Na specjalnie na ten dzień przygotowanych breloczkach wisiały już cztery karteczki, symbolizujące każde z odwiedzonych przez nas miejsc. Wystawa na płycie Rynku oraz udział w projekcie Portret Gliwiczan Grupy Fotograficznej Aczkolwiek z gliwickiego eMDeKu nie powiększyły wprawdzie naszej kolekcji, ale na pewno były ciekawymi elementami wieczornej wyprawy.
Mijały minuty, a na breloczku pojawiały się kolejne karteczki: galeria SMS prezentowała wystawę znaczonych runami kamieni, była również jednym z trzech miejsc złączonych tematem surowej choć zielonej Irlandii, do którego to grona należały również restauracja (galeria umowna) Sececja oraz ART-STUDIO, wypełnione irlandzką muzyką i uwiecznionymi na fotografiach krajobrazami. Gościnna ESTA, bogata w dzieła znanych i mniej znanych malarzy i grafików, swoją uwagę skupiła na JirimBrazdzie, galeria BRAMA szczególne miejsce poświęciła natomiast wielkim nazwiskom, takim jak Dali, Picasso czy Warhol a także wernisażowi rzeźb Sławomira Micka.
Możemy przysiąc, że w wielu bramach gliwickiej Starówki przesiadywał kot. Raz był on czarny jak smoła, innym razem leniwie machał ogonem zwykły, szarobury dachowiec. Zwróciłam na niego uwagę poprawiając zapięcie butów, uciskających już nieco obolałe nogi. Moja i Towarzysza Mojego przygoda z ArtNocą zbliżała się ku końcowi.
Przedostatnim różowym punktem na naszej mapie, jaki mieliśmy wraz z Towarzyszem Moim siłę odwiedzić, była – oczywiście – Galeria M(pi)K, współorganizująca ArtNoc, której szefową jest Katarzyna Jajszczok. Tu zamierzaliśmy spędzić dłuższą chwilę i tak też się stało. Nietrudno się dziwić – nasza przewodniczka i jednocześnie pomysłodawczyni ArtNocy jest jedną z tych osób, które w bardzo widoczny sposób żyją tym, co robią. W tym, jak opowiada o planach kolejnych ekspozycji i warsztatów jest niesamowita, wręcz zaraźliwa energia. Od niej też dowiedzieliśmy się wiele o prezentowanych w tej właśnie chwili pracach – są one przygotowane przez studentów m.in. z Berlina, którzy w zaledwie kilka dni (!) opracowali kilka koncepcji zagospodarowania przestrzeni znanych nam miejsc. W ich oczach Gliwice to zaskakująco zielone miasto, w którym jednak obok już gotowych miejsc użyteczności publicznej istnieje wiele „dziur”, wymagających określenia ich przeznaczenia. To nimi właśnie zajęli się w swych pracach studenci. Warto dodać, że projekty mebli, które prezentowane są w M(pi)Ku, staną się bohaterami plebiscytu. Jak zdradza Katarzyna Jajszczok, wybrany przez gliwiczan prototyp ma szansę zostać zrealizowany i ozdobić fragment naszego miasta.
Wreszcie przyszedł czas na zaparkowanie samochodu przed… Garażem u Sąsiada. Kolejna umowna galeria, a właściwie pub, w którym jednakże często można wziąć udział w niecodziennych koncertach, prezentowała fotograficzne portrety kobiet. Prawdziwe, choć uwiecznione jedynie pod powiekami dzieło, okazało się jednak przypadkowym obrazkiem z życia wziętym. Nieco zarażeni już sztuką, czując w sobie „moc twórczą”, zwróciliśmy uwagę na kompozycję, jaka znajdowała się przed wejściem do pubu. W jednym z okien siedział zmęczony życiem mężczyzna ubrany w pasiastą koszulę, trzymając w ręku puszkę piwa. Nieco na prawo, po drugiej stronie malowniczej kamienicy, zapraszał nas szyld z nazwą „Garaż u sąsiada”. Wyglądający na ulicę „sąsiad” nie miał zapewne pojęcia, że w piwnicznych pomieszczeniach kończy się nasza impreza…
Aniela Kuźniak