Teatr na wakacjach
Wakacje Don Żuana, reż. Anna Polony – premiera Gliwicki Teatr Muzyczny 23.03.2012
Niełatwo mi tym razem napisać recenzję. „Wakacje Don Żuana” w reżyserii Anny Polony obejrzałem z bardzo pozytywnym nastawieniem mimo tego, że kilka miesięcy wcześniej bezpardonowo pozwoliłem sobie ocenić sam tekst autorstwa Krzysztofa Korwina Piotrowskiego. To pozytywne nastawienie mijało jednak z upływem czasu, czytaj z postępem wątlutkiej fabularnie akcji, rozpisanej na pospolite ruszenie, bowiem nie sposób oprzeć się wrażeniu, że w tej realizacji Gliwicki Teatr Muzyczny sięgnął po głębokie rezerwy. Dlaczego zatem niełatwo, przecież wystarczy wywalić kawę na ławę i już…?
„Tylko niezłośliwie…” powiedziała mi pani reżyser tydzień wcześniej, gdy rozmowa dotknęła kwestii recenzji. Zastosuję się do tej prośby chociażby z tego powodu, że Anna Polony oczarowała mnie zupełnie całkowicie niepowtarzalną mieszanką wdzięku, talentu i intelektu uzbrojonego w dodatku w piękną polszczyznę, podawaną w sposób nienaganny. „Za taką rozmową tęskniłem lata…”, że przytoczę słowa nieco zapomnianego już poety. Mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że jej osoba stała się największym atutem tej realizacji. Nie, nie chodzi mi o okraszenie jej swoim nazwiskiem. Chodzi mi o to, o czym bardzo często zapomina się w kontekście relacji reżyser – spektakl, a mianowicie o atmosferę budowaną wokół zespołu i sztuki. Od Anny Polony wypada się tego uczyć. Podobnie jak tego, w jaki sposób stworzyć przychylną atmosferę wokół premiery. Pani Anno, zatem krótko, rzeczowo i tylko dla Pani – niezłośliwie.
Tekst jest słaby. Po prostu. Niewiele pomogły zmiany, których dokonał autor, jak sam zasugerował, zmobilizowany moimi krytycznymi uwagami. Ten tekst najzwyczajniej w świecie wymaga przekomponowania, ewentualnie… napisania od nowa. A powód tego jest prosty i zamknąć można go w stwierdzeniu, że doskonale opowiedzieć można tylko dobrą fabułę. Na moim blogu pojawił się komentarz pod oceną tekstu, sugerujący, że Wakacje Don Żuana doskonale oddają to, co dzieje się w artystycznym świecie. Cóż, pogratuluję gustu, a z okazji Dnia Teatru artystom złożę życzenia, aby ich świat toczył się jednak według innych reguł, niż chciałby to widzieć mój komentator. Z tej oceny warstwy tekstowej wyłączam jedynie piosenki autorstwa Michała Rusinka. Nie zgodzę się jednak z opinią wychwalającą je pod niebiosa, gdyż są w śród nich lepsze i gorsze. Na pewno jednak zdecydowanie górują nad resztą tekstu.
Reżyseria. Anna Polony zrobiła co mogła. A wiele chyba nie mogła z kilku powodów. Pierwszym jest zwyczajnie nienośny tekst. Drugim, równie istotnym, całkowicie przypadkowo i, rzekłbym, eklektycznie zestawiony zespół. Ten „eksperyment” był w zasadzie wymuszony, ale to akurat nie jest tym razem przedmiotem mojego zainteresowania. Był i trzeci powód – w warstwie wizualnej. Zawsze pozytywnie odnosiłem się do poczynań baletu GTM i często wytańczone partie były mocną stroną realizacji. Nie tym razem. Choreografia zaproponowana przez Jakuba Lewandowskiego jest zwyczajnie nudna, chwilami jak przy wątku hiszpańskim niemiłosiernie ponaciągana, a czasami, jak w pseudo indyjskim – koszmarnie nieudolna. Zwłaszcza nasze solistki mogą czuć się niedowartościowane. Tym razem otrzymały do zatańczenia partie ustawione chwilami na poziomie szkolnych inscenizacji. Taniec to nie tylko rytmiczne ruchy w takt muzyki, ale przede wszystkim jej klimat, dodatkowy środek wyrazu. I teraz obejrzyjcie Państwo przydługie wygibasy z „para Bollywood”.
Muzyka. Atut spektaklu. Piosenki robią wrażenie i wydaje mi się, że kompozycje Marka Kuczyńskiego powinny koniecznie zostać uratowane. Dlaczego piszę uratowane? Po prostu nie wróżę spektaklowi długiego scenicznego życia. Inna sprawa, że nie zawsze były te melodie dobrze zaśpiewane W tym kontekście natomiast bardzo dobrze wypadły artystki drugiego planu: Katarzyna Wysłucha i Marta Świątek. Mimo, że miały niewielkie role, wniosły nimi coś, co tego typu produkcje powinno cechować – lekkość i wdzięk. Na marginesie – jednym z większych problemów GTM przy poruszaniu się w takiej formule jest to, że aktor musicalowy musi posiadać nieco inne cechy niż operetkowy i operowy. To dlatego w niektórych realizacjach świetne wrażenie pozostawiają po sobie osoby z castingu, to dlatego Świątek i Wysłucha potrafiły przyciągnąć uwagę.
Aktorstwo. Częściowo tego tematu już dotknąłem. Tu jednak poświęcę słów kilka Michałowi Musiołowi. Stworzył dobrą rolę. Potrafił połączyć w całość wszystkie elementy. Z wdziękiem i bez zadęcia zaśpiewał, potrafił zagrać sytuacyjnie i stworzyć postać wiarygodną. Niestety, także jego tekst nie niósł. Banalne dialogi, niezgrabnie skomponowane kolejne scenki – wszystko to zdecydowanie utrudniało mu pracę. Z całą pewnością jednak zrobił to, co w tej sytuacji zrobić się dało.
Podsumowując mogę tylko stwierdzić, że „Wakacje Don Żuana” to jedna z najgorszych realizacji GTM, jakie widziałem. Jak sądzę, moja opinia tak czy siak nie ma żadnego znaczenia, gdyż w końcowym rozrachunku i tak liczy się to, co wykrzyknął na scenie dyrektor Gabarini (w tej roli dyrektor Paweł Gabara), otwierając list z Ratusza – „mamy dotację!!!!!!”. Liczba wykrzykników jest tu nieprzypadkowa.
red. Zasmolony vel Dariusz Jezierski