(U)chwycili dzień lat 90.!
„Nikt nie słucha, wszyscy znają” – przewrotny to tytuł, ale trafny! Ja, swego czasu zagorzały wróg (fem. zagorzała wrogini? wrożka?) piosenek z list przebojów disco polo, wraz ze wszystkimi na sali MOKiS nuciłam w niedzielę „Majteczki w kropeczki” Bayer Fullu. Wstyd? No, trochę. Ale, jak z niemniejszym zażenowaniem przyznała Agnieszka Nalepka reżyserka spektaklu teatru Carpe Diem, po jakimś czasie to się, o zgrozo, zaczyna podobać. Myślę, że ta sympatia do kiczowatych lat 90. wynika z sentymentu.To trochę jak beztroskie dzieciństwo współczesności. Zachwyt zachodnią bajką, pierwsze niepewne kroki w rzeczywistości kapitalistycznej i niezgrabne upadki „na pupę” w zderzeniu z popkulturą. Carpe Diem głośno się z tego zaśmiało. A my, wraz z nim.
Świetna zabawa! Po raz kolejny wyrażę zrozumienie dla faktu, że bilety na spektakl Carpe Diem, choć bezpłatne, są dobrem luksusowym.
Dla niezorientowanych – Carpe Diem jest teatrem młodzieżowym działającym przy MOKiS w Pyskowicach. Tworzy go grupa młodzieży, od całkowitych młokosów, na studentach kończąc. To ten typ organizacji, w której wszyscy są, bo chcą w niej być. Znaleźli miejsce, w którym pasja przeradza się w znakomitą zabawę, a ta z kolei w profesjonalny sposób zostaje włożona w ramy sztuki, co w efekcie pozwala na żywą interakcję między artystami a publicznością. I chyba właśnie z owej, widocznej już na pierwszy rzut oka, naturalnej żywiołowości zrodziły się te scenariusze Agnieszki Nalepki, które zapewniają nam wycieczkę w minione lata, zapewne również niepozbawione problemów dnia codziennego, jednak zabawne dzięki odległości mierzonej na osi czasu. To niemal jak zagraniczna wycieczka… niech, będzie – do Grecji. Wiemy, że nie dzieje się w niej dobrze, ale wolni od bagażu decyzji i konsekwencji, jakie niesie ze sobą tamta rzeczywistość, a jednocześnie oddaleni od źródła kłopotów, z którymi borykamy się na co dzień, z beztroskim uśmiechem na twarzy jesteśmy w stanie podziwiać jej niezaprzeczalne uroki.
Tym razem wycieczka zabrała nas w lata 90. minionego wieku. Ci wszyscy, którzy je pamiętają, znaleźli tam pełno znajomych miejsc, dźwięków i przedmiotów, jakby odkurzonych z peerelowskiego pawlacza nad drzwiami. Jeszcze wczoraj byliśmy „papugami narodów”, a szczególnie jednego – amerykańskiego. W boysbandowo – girlsbandowej popkulturze szukaliśmy wzorców, w „Dynastii” – wolności obyczajowej i wizerunku elit, w koślawo kopiowanym języku angielskim – bliskości z upragnionym Zachodem. Nagle „ruscy”, nasi bracia więksi, zepchnięci zostali do roli zależnych od nas, kapitalistów, handlarzy. To wszystko znaleźć można w spektaklu. A do tego kolorową, jak tamte czasy, kolekcję muzyki z lat 90., z której piosenki – gwarantuję – nucić będziemy przez kolejne dni, kilka zabawnych wątków miłosnych i wiele garści budzących śmiech wspomnień.
Czas na wywołanie do tablicy po nazwiskach. Najlepiej byłoby, jak w popularnej niedawno reklamie, powołać reprezentację Carpe Diem w kolejności alfabetycznej. Bo jak wyróżnić bohaterów spektaklu, jeśli byli nimi, solidarnie, wszyscy? Cóż, doceniając każdego z aktorów z osobna, wymienię tych, którzy szczególnie zapadli mi w pamięć.
Zacznę od małych mądral na gigancie – Pauli Paszkowskiej i Weroniki Januszkiewicz. Wdzięczne dziewczynki ledwie większe od walizki, na której przyszło im siedzieć, miały do udźwignięcia naprawdę olbrzymie role. Gratuluję, małe – byłyście wielkie. Wielkie były też gwiazdy tamtych lat – Whitney Houston – Aleksandra Grzybek, chłopaki z Kelly Family – Karol i Kuba Grzybek i Edyta Górniak… w tej roli mistrz brawurowych ról – Rafał Kozok. Nie mogę nie wspomnieć również o chłopaku, który wrócił z Ameryki do swojej Heli, która nieco utyła… (ciekawe, czy wiecie już, jakie utwory stały się inspiracją do jego dziejów) – Michale Piprowskim, a także pozostałych kolegach z wiejskiej ławki – Aleksandrze Meryku i Adamie Płużku, którzy rewelacyjnie odgrywali zachłyśniętą Zachodem młodzież z prowincji.
Na koniec zostawiam podziękowania dla tych, bez których spektakl by się nie odbył, a już na pewno nie byłby tak dobry – Agnieszki Nalepki – autorki scenariusza i reżyserki, Adama Wójcika, który odpowiadał za opracowanie wokalne (słyszeliśmy Whitney Houston na żywo!) i scenografię oraz Agaty Sitarek, której zawdzięczamy choreografię. I w końcu dziękuję dyrekcji MOKiS i pyskowickiemu Samorządowi, którym zawdzięczam półtoragodzinną zabawę za bezcenne „za darmo”.
Zaprosicie mnie jeszcze? Pokornie proszę. Człowiek musi mieć w życiu odrobinę przyjemności…
Adriana Urgacz
Brak komentarzy